sobota, 2 lutego 2019

KARMA vs ODPOWIEDZIALNOŚĆ.


Od jakiegoś czasu obserwuję sobie na różnych stronach, jak ludzie rozprawiają o karmie. Karma go dosięgnie... Karma mu dowali... Tudzież - och, dobra karma do ciebie wróci, zobaczysz, bo janiołki ci to wynagrodzą...

Koncepcja karmy to doskonała pułapka dla istot żyjących na Ziemi. W pewien sposób wręcz podziwiam geniusz jej twórców. Karma to gra nie mająca nigdy końca. Wikłająca nas w kolejne życia, toksyczne relacje, dramaty i problemy. W ten sposób została stworzona. I tak jak perpetuum mobile – zasila samą siebie. Dzieje się tak, gdyż nie tylko w każdym życiu, ale wręcz każdego dnia generujemy nową karmę. Zarówno pozytywną jak i negatywną. Jesteśmy jak chomiczki kręcące się w kółeczkach. Prymitywna koncepcja nagrody i kary, napędzająca karmę w nieskończoność. Wychodzimy z religii i jesteśmy zachwyceni sobą, że wyrośliśmy ponad boga, który jest „sprawiedliwy”, za dobre wynagradza, a za złe karze. I z równie radosnym entuzjazmem jak wcześniej o religii, rozprawiamy teraz o karmie… I nie widzimy tego, że nadal kultywujemy ten sam chory pomysł o nagradzaniu i karaniu, który ma służyć usatysfakcjonowaniu ego. 

Wszechświat nie jest po to, by kogokolwiek nagradzać lub karać. Jaki miałby w tym cel? To po prostu gigantyczny plac zabaw, gdzie każdy z nas doświadcza siebie dokładnie tak, jak chce. Na wielu różnych ścieżkach ewolucyjnych RÓWNOCZEŚNIE. Na jednej służymy tylko sobie, na następnej służymy tylko innym, na jeszcze innej jakieś kolejne konfiguracje. Wszystko naraz. Wielowymiarowo. Bawimy się tu w doświadczanie. Kto i z jakiego powodu miałby nas karać? Sami sobie ten Wszechświat stworzyliśmy do zabawy. To po prostu pole kreacji i materializacji, nic ponad to.

Oczywiście, dosięgają nas konsekwencje naszych zabaw. Ale to nie to samo, co karma. To zwykły mechanizm akcja-reakcja. Uderzymy się w kolanko, to zaboli. Proste. Mamy przy tym jakieś emocje, to albo je przeżyjemy, albo zablokujemy w ciele i będziemy nosić pół życia. Ale to nie jest kara. To konsekwencja. I nie ma tu nagród. Żadne wyrządzone innym dobro do nikogo nie wróci – to tylko „pobożne życzenia” sfrustrowanych umysłów. Chyba, że ktoś wierzy w to, że tak będzie, i oczekiwaniem na nagrodę sam sobie ją wygeneruje. SAM SIEBIE nagrodzi. Ale nie dostanie obligatoryjnie nagrody od Wszechświata, bo był grzecznym chłopczykiem i przeprowadził staruszkę przez ulicę. Wszechświat ma to gdzieś. Nie ma nikogo, kto by siedział z notatnikiem i skrupulatnie zapisywał dobre uczynki każdej istoty we Wszechświecie. Sama koncepcja tego jest dziecinna i zwyczajnie śmieszna. Ale ludzkie umysły są tak silnie zaprogramowane na boga-rodzica, który ich ciągle obserwuje, nadzoruje, że ciężko nam przyjąć, że sami kreujemy wszystko i sami jesteśmy za siebie odpowiedzialni. 

Owszem, prawdą jest też, że gdy żyjemy na Ziemi i jesteśmy tu hodowani przez różne istoty dla ich osobistych korzyści, podlegamy kontroli, nagradzaniu i karaniu. Są przecież Panowie Karmy, którzy po przeżyciu przez nas wcielenia pokazują nam co narozrabialiśmy i jak teraz możemy się z tego wykaraskać. I kierują nas ku kolejnemu wcieleniu, dając nam „szansę na odpokutowanie zła i rozwój duchowy”.  Ewentualnie głaszczą nas po główce i mówią, że spisaliśmy się tak świetnie, że teraz zejdziemy na Ziemię, by w nagrodę pomagać innym i prowadzić ich drogą „miłości”. Dostajemy też osobistych kontrolerów, których zadaniem jest pilnowanie, byśmy gorliwie podążali wyznaczoną nam ścieżką i odgrywali zapisany wcześniej scenariusz. Anioły, opiekunowie duchowi itp. Nadzorcy więzienni skrupulatnie pilnujący, byśmy grzecznie chodzili w kółeczku po spacerniaku. I nigdy nie wyszli poza mury więzienia.

Ale dzieje się tak tylko dlatego, że my im WIERZYMY. POZWALAMY im na to, bo zapomnieliśmy, kim jesteśmy. Zapomnieliśmy o wolnej woli i o tym, że możemy stąd odejść, kiedy tylko zapragniemy. Zapomnieliśmy, że się bawimy. Zamiast tego wierzymy, że się „rozwijamy duchowo”, „uczymy miłości” „dążymy do oświecenia” itp. duperele. Jesteśmy jak te słonie, przywiązywane od dzieciństwa za nóżki do drzewa, które nigdy już nie spróbują uciec, bo uwierzyły w swoją niewolę.

Nie ma karmy. Nie istnieje. Istnieje za to odpowiedzialność. Jednak w przeciwieństwie do fałszywej koncepcji karmy, w której uczy się nas, że odpowiadamy za życie, uczucia i emocje innych istot, w odpowiedzialności chodzi o to, że odpowiadamy TYLKO za siebie. Za wszystkie własne decyzje, doświadczenia, uczucia i emocje. Natomiast inni ludzie odpowiadają za samych siebie i własne decyzje, doświadczenia, uczucia i emocje. Nie ma ofiar, które pozbawione mocy kreacji są zdane na łaskę innych istot. Każda istota wybiera swoje doświadczenia. Każda istota wybiera, w jaki sposób je przeżywa. Co z nich bierze dla siebie, przed czym ucieka. Gdy nie ma ofiar, nie ma kogo ratować. Nie ma za kogo odpowiadać. Nie ma komu pomagać.

Prosty przykład. Asia ukradła pieniądze Kasi. Ani Asia, ani Kasia, nie są ofiarami tego wydarzenia. Każda z nich WYBRAŁA uczestniczenie w tym doświadczeniu i zgodziła się na jego konsekwencje. Każda z nich odpowiada teraz za wszystko, co ją w tym doświadczeniu spotyka. Asia za poczucie winy lub satysfakcji, za radość z posiadania pieniędzy, i za to, co z tymi pieniędzmi i emocjami zrobi. I to wszystko. Nic więcej. Na tym zaczyna i kończy się jej odpowiedzialność. Na sobie samej. Może się tymi pieniędzmi cieszyć i użyć ich dla swojego dobra. Może się podświadomie ukarać i użyć tych pieniędzy, by siebie osłabić. Cokolwiek wybierze, Wszechświat jej przyklaśnie. Cokolwiek wybierze, będzie to tylko kolejne doświadczenie.

To samo Kasia. Ona odpowiada za to, że chciała być okradziona. Że czuje się ofiarą, czuje się słaba, bezradna, że nie ma teraz za co żyć itd. Każda jej emocja, każde doświadczenie, które z tego wynika, należy do niej i tylko do niej. Kasia jest odpowiedzialna tylko i wyłącznie za samą siebie. Cokolwiek z tego weźmie, jest jej. Może brandzlować się byciem ofiarą do końca swoich dni. Może pielęgnować w sobie nienawiść do Asi. Może rozpowiadać wszystkim, jaka jest biedna. Może też uwolnić te emocje i zobaczyć, co dobrego z tego dla niej wynika. Może uświadomić sobie, że szanuje siebie i takie doświadczenia nie są jej już potrzebne. I dzięki temu obdarować siebie prawdziwą obfitością i materialnym dostatkiem. Może wybrać cokolwiek. I cokolwiek wybierze, nie ma to ŻADNEGO ZNACZENIA. Bo to i tak jest tylko zabawa w doświadczanie.

Istoty wchodzą w relacje na podstawie obopólnej zgody. Jedna istota ma chęć, by doświadczyć okradania kogoś, druga chce doświadczyć bycia okradzioną. Ta chęć przyciąga je do siebie. Każda z nich to wybiera i bierze z tego dla siebie to, co chce. I robi z tym co chce. I to jest piękne. Jest w tym równość i moc obu istot.

Jakąż PYCHĄ jest myślenie, że jedna istota mogłaby być odpowiedzialna za życie drugiej! Jak to natychmiast wynosi tę istotę ponad drugą, czyniąc tę drugą mniejszą, słabszą, zależną, gorszą, nieporadną...

I dokładnie dlatego tak bardzo tej koncepcji karmy się trzymamy. Ego ją uwielbia! Uwielbiamy to uczucie kontrolowania innych, dyrygowania nimi, wywyższani się ponad nich. Oblizujemy się ze smakiem na samą myśl o pomaganiu i ratowaniu „słabszych”. Służeniu innym. Przecież przyszliśmy na Ziemię „uratować” nasze rodziny, nasze rody. „Naprawić” to, co „zepsuli” nasi przodkowie. Jesteśmy ZBAWCAMI. Jakaż to smakowita myśl. Jakie to karmiące ego. Mrrrrrrrrrr

Dlatego też tak chętnie poświęcamy się dla naszych rodów. Realizujemy karmę naszych przodków. A także oczyszczamy siebie i ich, chodzimy na wszelkie ustawienia rodowe itp. Następnie puchniemy z dumy, że dzięki nam nasi przodkowie i potomkowie zostali „uwolnieni”.
I za nic nie przyznamy się do pychy, która za tym stoi…

Potrzeba wielkiego wysiłku i wielkiej odwagi, by z tego wszystkiego zrezygnować i wyrwać się z tych hipnoz. By przyznać się do własnej pychy. By wyjść poza koncepcję nagrody i kary, wszystkowidzącego, karzącego i nagradzającego boga. By naprawdę wziąć odpowiedzialność za samego siebie. Bo to nie jest wygodne. Bo wtedy nie ma już nikogo, kto nam powie, co robić i gdzie iść. Nikt nami nie pokieruje. Nikt nam niczego nie zabroni. Jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na siebie. A tego boimy się najbardziej.

Jednak dopiero tutaj kończy się bezustanne odtwarzanie tych samych karmicznych scenariuszy. Dopiero stąd zaczyna się prawdziwa przygoda :)





Poczucie własnej wartości.

Od początku: czymże jest to wysokie poczucie własnej wartości, którego większość z nas pragnie? Otóż jest ono  jakością... Matrixa. Ponieważ...