Od jakiegoś czasu obserwuję sobie na różnych stronach, jak ludzie rozprawiają o karmie. Karma go dosięgnie... Karma mu dowali... Tudzież - och, dobra karma do ciebie wróci, zobaczysz, bo janiołki ci to wynagrodzą...
Koncepcja karmy to doskonała pułapka dla istot żyjących na Ziemi. W pewien sposób wręcz podziwiam geniusz jej twórców. Karma to gra nie mająca nigdy końca. Wikłająca nas w kolejne życia, toksyczne relacje, dramaty i problemy. W ten sposób została stworzona. I tak jak perpetuum mobile – zasila samą siebie. Dzieje się tak, gdyż nie tylko w każdym życiu, ale wręcz każdego
dnia generujemy nową karmę. Zarówno pozytywną jak i negatywną. Jesteśmy jak
chomiczki kręcące się w kółeczkach. Prymitywna koncepcja nagrody i kary,
napędzająca karmę w nieskończoność. Wychodzimy z religii i jesteśmy zachwyceni
sobą, że wyrośliśmy ponad boga, który jest „sprawiedliwy”, za dobre wynagradza,
a za złe karze. I z równie radosnym entuzjazmem jak wcześniej o religii, rozprawiamy
teraz o karmie… I nie widzimy tego, że nadal kultywujemy ten sam chory pomysł o
nagradzaniu i karaniu, który ma służyć usatysfakcjonowaniu ego.
Wszechświat nie jest po to, by kogokolwiek nagradzać lub
karać. Jaki miałby w tym cel? To po prostu gigantyczny plac zabaw, gdzie każdy z
nas doświadcza siebie dokładnie tak, jak chce. Na wielu różnych ścieżkach
ewolucyjnych RÓWNOCZEŚNIE. Na jednej służymy tylko sobie, na następnej służymy
tylko innym, na jeszcze innej jakieś kolejne konfiguracje. Wszystko naraz.
Wielowymiarowo. Bawimy się tu w doświadczanie. Kto i z jakiego powodu miałby
nas karać? Sami sobie ten Wszechświat stworzyliśmy do zabawy. To po prostu pole
kreacji i materializacji, nic ponad to.
Oczywiście, dosięgają nas konsekwencje naszych zabaw. Ale to
nie to samo, co karma. To zwykły mechanizm akcja-reakcja. Uderzymy się w
kolanko, to zaboli. Proste. Mamy przy tym jakieś emocje, to albo je przeżyjemy,
albo zablokujemy w ciele i będziemy nosić pół życia. Ale to nie jest kara. To
konsekwencja. I nie ma tu nagród. Żadne wyrządzone innym dobro do nikogo nie
wróci – to tylko „pobożne życzenia” sfrustrowanych umysłów. Chyba, że ktoś wierzy w to, że tak będzie, i oczekiwaniem na nagrodę sam sobie ją wygeneruje.
SAM SIEBIE nagrodzi. Ale nie dostanie obligatoryjnie nagrody od Wszechświata,
bo był grzecznym chłopczykiem i przeprowadził staruszkę przez ulicę.
Wszechświat ma to gdzieś. Nie ma nikogo, kto by siedział z notatnikiem i
skrupulatnie zapisywał dobre uczynki każdej istoty we Wszechświecie. Sama
koncepcja tego jest dziecinna i zwyczajnie śmieszna. Ale ludzkie umysły są tak
silnie zaprogramowane na boga-rodzica, który ich ciągle obserwuje, nadzoruje,
że ciężko nam przyjąć, że sami kreujemy wszystko i sami jesteśmy za siebie
odpowiedzialni.
Owszem, prawdą jest też, że gdy żyjemy na Ziemi i jesteśmy
tu hodowani przez różne istoty dla ich osobistych korzyści, podlegamy kontroli,
nagradzaniu i karaniu. Są przecież Panowie Karmy, którzy po przeżyciu przez nas
wcielenia pokazują nam co narozrabialiśmy i jak teraz możemy się z tego
wykaraskać. I kierują nas ku kolejnemu wcieleniu, dając nam „szansę na
odpokutowanie zła i rozwój duchowy”. Ewentualnie
głaszczą nas po główce i mówią, że spisaliśmy się tak świetnie, że teraz
zejdziemy na Ziemię, by w nagrodę pomagać innym i prowadzić ich drogą „miłości”. Dostajemy
też osobistych kontrolerów, których zadaniem jest pilnowanie, byśmy gorliwie podążali wyznaczoną nam ścieżką i odgrywali zapisany wcześniej scenariusz.
Anioły, opiekunowie duchowi itp. Nadzorcy więzienni skrupulatnie pilnujący,
byśmy grzecznie chodzili w kółeczku po spacerniaku. I nigdy nie wyszli poza
mury więzienia.
Ale dzieje się tak tylko dlatego, że my im WIERZYMY.
POZWALAMY im na to, bo zapomnieliśmy, kim jesteśmy. Zapomnieliśmy o wolnej woli
i o tym, że możemy stąd odejść, kiedy tylko zapragniemy. Zapomnieliśmy, że się
bawimy. Zamiast tego wierzymy, że się „rozwijamy duchowo”, „uczymy miłości”
„dążymy do oświecenia” itp. duperele. Jesteśmy jak te słonie, przywiązywane od
dzieciństwa za nóżki do drzewa, które nigdy już nie spróbują uciec, bo
uwierzyły w swoją niewolę.
Nie ma karmy. Nie istnieje. Istnieje za to odpowiedzialność. Jednak w
przeciwieństwie do fałszywej koncepcji karmy, w której uczy się nas, że
odpowiadamy za życie, uczucia i emocje innych istot, w odpowiedzialności chodzi
o to, że odpowiadamy TYLKO za siebie. Za wszystkie własne decyzje,
doświadczenia, uczucia i emocje. Natomiast inni ludzie odpowiadają za
samych siebie i własne decyzje, doświadczenia, uczucia i emocje. Nie ma ofiar, które pozbawione mocy kreacji są zdane na łaskę
innych istot. Każda istota wybiera swoje doświadczenia. Każda istota wybiera, w
jaki sposób je przeżywa. Co z nich bierze dla siebie, przed czym ucieka. Gdy
nie ma ofiar, nie ma kogo ratować. Nie ma za kogo odpowiadać. Nie ma komu
pomagać.
Prosty przykład. Asia ukradła pieniądze Kasi. Ani Asia, ani Kasia, nie są ofiarami tego wydarzenia. Każda z nich WYBRAŁA uczestniczenie w tym
doświadczeniu i zgodziła się na jego konsekwencje. Każda z nich odpowiada teraz
za wszystko, co ją w tym doświadczeniu spotyka. Asia za poczucie winy lub satysfakcji,
za radość z posiadania pieniędzy, i za to, co z tymi pieniędzmi i emocjami
zrobi. I to wszystko. Nic więcej. Na tym zaczyna i kończy się jej
odpowiedzialność. Na sobie samej. Może się tymi pieniędzmi cieszyć i użyć ich
dla swojego dobra. Może się podświadomie ukarać i użyć tych pieniędzy, by
siebie osłabić. Cokolwiek wybierze, Wszechświat jej przyklaśnie. Cokolwiek
wybierze, będzie to tylko kolejne doświadczenie.
To samo Kasia. Ona odpowiada za to, że chciała być
okradziona. Że czuje się ofiarą, czuje się słaba, bezradna, że nie ma teraz za
co żyć itd. Każda jej emocja, każde doświadczenie, które z tego wynika, należy
do niej i tylko do niej. Kasia jest odpowiedzialna tylko i wyłącznie za samą
siebie. Cokolwiek z tego weźmie, jest jej. Może brandzlować się byciem ofiarą
do końca swoich dni. Może pielęgnować w sobie nienawiść do Asi. Może rozpowiadać wszystkim, jaka jest biedna. Może też
uwolnić te emocje i zobaczyć, co dobrego z tego dla niej wynika. Może
uświadomić sobie, że szanuje siebie i takie doświadczenia nie są jej już
potrzebne. I dzięki temu obdarować siebie prawdziwą obfitością i materialnym
dostatkiem. Może wybrać cokolwiek. I cokolwiek wybierze, nie ma to ŻADNEGO
ZNACZENIA. Bo to i tak jest tylko zabawa w doświadczanie.
Istoty wchodzą w relacje na podstawie obopólnej zgody. Jedna
istota ma chęć, by doświadczyć okradania kogoś, druga chce doświadczyć bycia
okradzioną. Ta chęć przyciąga je do siebie. Każda z nich to wybiera i bierze z
tego dla siebie to, co chce. I robi z tym co chce. I to jest piękne. Jest w tym równość i moc obu istot.
Jakąż PYCHĄ jest myślenie, że jedna istota mogłaby być
odpowiedzialna za życie drugiej! Jak to natychmiast wynosi tę istotę ponad
drugą, czyniąc tę drugą mniejszą, słabszą, zależną, gorszą, nieporadną...
I dokładnie dlatego tak bardzo tej koncepcji karmy się trzymamy. Ego ją
uwielbia! Uwielbiamy to uczucie kontrolowania innych, dyrygowania nimi,
wywyższani się ponad nich. Oblizujemy się ze smakiem na samą myśl o pomaganiu i
ratowaniu „słabszych”. Służeniu innym. Przecież przyszliśmy na Ziemię
„uratować” nasze rodziny, nasze rody. „Naprawić” to, co „zepsuli” nasi
przodkowie. Jesteśmy ZBAWCAMI. Jakaż to smakowita myśl. Jakie to karmiące ego.
Mrrrrrrrrrr
Dlatego też tak chętnie poświęcamy się dla naszych rodów.
Realizujemy karmę naszych przodków. A także oczyszczamy siebie i ich, chodzimy na wszelkie ustawienia rodowe itp. Następnie puchniemy z dumy, że dzięki nam nasi przodkowie i potomkowie zostali
„uwolnieni”.
I za nic nie przyznamy się do pychy, która za tym stoi…
Potrzeba wielkiego wysiłku i wielkiej odwagi, by z tego
wszystkiego zrezygnować i wyrwać się z tych hipnoz. By przyznać się do własnej
pychy. By wyjść poza koncepcję nagrody i kary, wszystkowidzącego, karzącego i
nagradzającego boga. By naprawdę wziąć odpowiedzialność za samego siebie. Bo to
nie jest wygodne. Bo wtedy nie ma już nikogo, kto nam powie, co robić i gdzie
iść. Nikt nami nie pokieruje. Nikt nam niczego nie zabroni. Jesteśmy zdani
tylko i wyłącznie na siebie. A tego boimy się najbardziej.
Jednak dopiero tutaj kończy się bezustanne odtwarzanie tych samych karmicznych scenariuszy. Dopiero stąd zaczyna się prawdziwa przygoda :)
Jednak dopiero tutaj kończy się bezustanne odtwarzanie tych samych karmicznych scenariuszy. Dopiero stąd zaczyna się prawdziwa przygoda :)