wtorek, 20 października 2020

Duchowe ego

Walka z ciemnością to GRA. Piszę tu o tym kolejny raz, gdyż przejrzenie tej gry jest kluczowe, by wyjść poza dualność. Piszę to przede wszystkim do samej siebie. Bo fakt, że rozumiem to umysłem, to niestety wciąż za mało…

Zatem gra. Gra z samym sobą i ciemnością w sobie. Wróg jest zawsze tylko w nas. To my zgadzamy się na tę grę. My ją podejmujemy a potem w niej tkwimy, ciągle wynajdując kolejny wymówki, by móc dalej grać: muszę się jeszcze odegrać, bo ciemność mnie skrzywdziła! Muszę odpokutować, bo to ja skrzywdziłam kogoś! Muszę uratować innych przed ciemnością!

I ostatnie, moje ulubione: Muszę uratować ciemność przed nią samą!!! Muszę pomóc jej wrócić do światła, do Źródła. To mój obowiązek, to moje wyzwanie jako przedstawiciela światła. Beze mnie ciemność sobie nie poradzi, nie trafi z powrotem do Domu.

Pytanie brzmi: Z kim grałaby ciemność, gdyby nie było tu światła, które tak usilnie chce z nią grać? Z kim bawiłaby się w ciuciubabkę, kogo by goniła, kogo krzywdziła?

Jak długo istoty ciemności by przetrwały bez pożywienia, jakie dają im istoty światła? Jak długo by przetrwały odwrócone od Źródła? Ile czasu by trwał ich ponowny powrót do Źródła, gdyby nie „szlachetne” istoty światła, które „ratują” ciemność za wszelką cenę, oczywiście KONIECZNIE kosztem samych siebie. Inaczej się przecież nie liczy…

Bo na tym polega ta gra. Na poświęceniu. Istoty światła poświęcają siebie i brandzlują się tym poświęceniem, zachłystując się własną wspaniałością. Im większe poświęcenie, tym większa satysfakcja. Tym więcej punktów nabitych w grze.

A gdyby gra się nagle skończyła? Gdyby istoty ciemności zostały nagle same, bez papu?  Naprawdę nie potrafiłyby wrócić do Domu? Przecież ten Dom jest w nich. Każda istota go w sobie nosi. Nie można przed nim uciec, można tylko udawać, że go tam nie ma. Że nie jest się częścią Wszystkości. Źródła. Można temu zaprzeczać ale nie można tak naprawdę się od tego odciąć.

Poza tym. Gdyby istoty ciemności naprawdę zapragnęły powrotu, mogłyby… zawołać i zapytać o drogę :-) Nic prostszego. Mogłyby poprosić o pomoc.

Zatem czemu tego nie robią? Bo nie muszą. Bo są syte i upojone grą. Bo nie czują głodu, gdyż zawsze jakiś pracownik światła chętnie ich sobą nakarmi.

To jedyny warunek, by ciemność zapragnęła ponownego połączenia ze światłem. Głód. Tęsknota. Pragnienie.

Całe to bredzenie o wielkiej misji ratowania kogokolwiek, w tym ciemności, to jedno wielkie oszustwo. Być może stworzone przez samą ciemność, by gra mogła trwać. A przygłupie istotki światła ciągle dają się na to nabrać. I wcale mnie to nie dziwi. Drapieżnik zawsze musi być sprytniejszy od ofiary. Inaczej zginąłby z głodu. Dlatego ciemność jest inteligentniejsza od światłości. Istoty światła są zwyczajnie naiwne.

Jest taki cytat z Marka Twaina, który ostatnio często się pojawia w kontekście korono-świrusa: "Łatwiej jest oszukać ludziniż przekonać ich, że zostali oszukani". Genialne i prawdziwe. Także w kontekście omawianego właśnie tematu.

Jak przekonać istotę światła, że nie musi nikogo ratować? Że całe to ratownictwo to tylko i wyłącznie przejaw jej pychy? Że to kluczowy element gry w dualność?

Nie da się, gdyż całe wartościowanie się takiej istoty dokładnie na tym się opiera. Na ilości jej poświęcenia. Kimże by była, gdyby się okazało, że jej poświęcenie nigdy nie miało sensu? Że nie było nikomu do niczego potrzebne? Że jej cierpienie służyło tylko budowaniu jej duchowego ego i dawało papu innym? Że było po prostu… zabawą?

Ojć, jak to boli. Wiem o tym świetnie, ponieważ wiele razy się z tym mierzyłam. I wciąż mierzę, bo sama mam mnóstwo programów poświęcania się dla innych. I rozbieram te programy i hipnozy na kawałki i pokazuję moim aspektom – to była tylko gra. Gra dla samej przyjemności grania i doświadczania. Nie dostaniesz za to nagrody. Żadna bozia w niebiesiach nie da ci za to janielskiej harfy. Nikogo to nie obchodzi. Cierpiałaś i cierpisz na własne życzenie, dla własnej frajdy. Nigdy nikogo nie uratowałaś i nigdy nikogo nie uratujesz. Gdyż jeśli jakakolwiek istota POSTANOWI być uratowaną, wtedy zawsze znajdzie drogę. Z tobą albo bez ciebie. Bo każdy jest KREATOREM. Żadne twoje poświęcenie dla innych nie ma znaczenia. Nigdy nie miało i nigdy nie będzie miało.

Trudne do przełknięcia. Gorzkie. Umysł próbuje racjonalizować, wije się jak piskorz, by tylko tego nie przyjąć. Odwraca się od prawdy na wszelkie sposoby, byle jej nie uznać. Niby już wie, niby rozumie, ale po cichutku mamrocze sobie pod noskiem: A gówno prawda! Właśnie, że jestem zbawcą!   :-)))

Cóż. Gra uwodzi. Uwodzi istoty światła i ciemności. Jest taka emocjonująca, daje tyle satysfakcji. Upaja wyobrażeniami o własnej wielkości i wyjątkowości.

Wyjście z gry, wyjście z dualności, to tylko proste zrozumienie tego faktu. I decyzja o zakończeniu zabawy. Nic więcej nie trzeba. Ale jak się na to zdobyć, gdy jest jeszcze tyle fantów do wygrania? Gdy wciąż od nowa można upajać się duchową pychą? ;-)

Poczucie własnej wartości.

Od początku: czymże jest to wysokie poczucie własnej wartości, którego większość z nas pragnie? Otóż jest ono  jakością... Matrixa. Ponieważ...