środa, 2 grudnia 2020

Poczucie własnej wartości.

Od początku: czymże jest to wysokie poczucie własnej wartości, którego większość z nas pragnie? Otóż jest ono jakością... Matrixa. Ponieważ wartościujemy się wg przez niego narzucanych kryteriów. Kariera, zarobki, ciuchy, atrakcyjność fizyczna wg aktualnie obowiązujących kanonów (wystarczy popatrzeć na piękności z różnych lat, by zrozumieć, jak bardzo te kanony są płynne), posiadane rzeczy i znajomi. Ludzie nie wartościują się swoimi cechami, dopóki System ich nie przyklepie. Ktoś może być bardzo utalentowanym artystą, ale jeśli jemu współcześni tego nie widzą, umrze z głodu. Z kolei zwykły pacykarz, który chwilowo stał się modny, może wywindować swoje poczucie wartości aż pod niebiosa. Ponieważ poczucie wartości nie pochodzi z wnętrza. To jest jakość, którą weryfikuje i nadaje nam świat zewnętrzny. System. 

Wartość wynika z relacji ze światem zewnętrznym i jest płynna. Co dla jednych jest wartościowe, dla innych jest kompletnie bez wartości. Wartość mają przedmioty, nie podmioty. Wartość mają rzeczy, które posiadamy. Nie można powiedzieć, że ptak na niebie ma określoną wartość. Nie, on po prostu Jest. Ale gdy go złapiemy i zamkniemy w klatce, gdy staje się czyjąś własnością, wówczas możemy nadać mu wartość. Możemy wystawić go na sprzedaż i wyznaczyć za niego cenę. Czyli? Podmiot zyskuje wartość dopiero w momencie, gdy się go zniewoli. Z podmiotu staje się przedmiotem. Dosłownie: WARTOŚĆ MAJĄ NIEWOLNICY. Wolna istota nie posiada wartości. Jednak ta planeta nie jest jeszcze planetą wolnych istot. To planeta niewolników, dlatego od dziecka tresuje się nas, byśmy sami sobie nadawali wartość, budowali w sobie poczucie wartości. I tym samym sami stawiali siebie w pozycji niewolników, cały czas utrwalając i wzmacniając stan niewolnictwa w sobie. Stąd system bardzo dba, by nas wartościować wszystkim, czym się tylko da. Jak wyglądasz, ile masz lat, gdzie pracujesz, jaki masz samochód, czy masz rodzinę, albo może z iloma osobami sypiasz? Ale również, a jakże: ile kursów "duchowych" pokończyłeś, czy jesteś "mistrzowskim" numerkiem, czy masz jakieś "paranormalne" umiejętności, czy jesteś vege? A może nawet jesteś już tak wartościowy, że żywisz się jedynie światłem? Och, w "duchowości" są setki rzeczy, które nadadzą ci wartość. New Age bardzo tego pilnuje. Są też tysiące kursów, dzięki którym twoja wartość może wzrosnąć. 

Jednak to, co można zyskać, można też STRACIĆ. Czyli poczucie własnej wartości zawsze obarczone jest schowanym za plecami lękiem utraty. Ot, taki mały psikus. 

Zatem wyobraźmy sobie super wartościową "duchową" osobę, która żywi się światłem od roku, wyzbyła się wszelkich pragnień, ubiera się zawsze na biało... No żywy ideał. I nagle się okazuje, że z jakiejś przyczyny, ten ideał musi znów zacząć jeść. Nie ważne dlaczego - może po prostu uruchomił mu się jakiś chwilowy proces. 

Co się dzieje z wartością takiego ideału? Jak na niego popatrzą wielbiciele i akolici? Jaki on sam będzie miał do siebie stosunek, skoro stracił swoje największe życiowe osiągnięcie? Tyle lat pracy nad sobą i wyrzeczeń, tyle procesów i medytacji, i wszystko nagle diabli wzięli. W dodatku nie dość, że musi jeść, to marchewka mu nie wystarczy, jego ciało żąda kiełbasy! Totalny upadek... Ego roztrzaskane na miliony kawałków, poczucie własnej wartości poszło się bujać. :))) Nawet największy mistrz może spaść za szczytu i rozwalić pysk o bruk, jeśli zbuduje w sobie poczucie własnej wartości.

Oczywiście są osoby, które twierdzą: ale ja wartościują siebie jedynie tym, że jestem częścią Boskości. 

Zajebiście. Tyle, że WSZYSTKO nią jest. Nie ma niczego, co by nią nie było. Zatem wartościowanie się tym zwyczajnie nie ma sensu. To zwykłe samooszukiwanie. Bo wartość powstaje jedynie wtedy, gdy masz coś, czego nie ma inny. Coś staje się cenne, wartościowe dlatego, że jest limitowane i budzi pożądanie u innych. Prawda jest taka, że każdy, kto czuje się wartościowy, czuje się LEPSZY od innych. Tym tak naprawdę jest poczucie własnej wartości - poczuciem własnej lepszości. To nic więcej, jak gra ego.

Gdy człowiek to wreszcie pojmie, przestaje dążyć do budowania swojej wartości. I choć stare programy jeszcze działają, nie mają już nad nim tak silnej władzy jak wcześniej. Można się wyrozumiale do siebie uśmiechnąć, gdy się odpalą, i samemu się z siebie ponabijać. ;-) 

Przeciwwagą dla poczucia własnej wartość jest natomiast GODNOŚĆ. Ponieważ godność płynie z wnętrza. Ze świadomości swojego JA. Godności nie można nabyć wraz z pieniędzmi, samochodem czy super ciuchami. Godności nie przyznaje System i nie wynika ona z porównywania się z kimkolwiek. Godność nie jest limitowana. Nie można jej stracić. Godność to jakość Ducha, wypływająca z czucia się prawdziwym Sobą. 

Dlatego istota, która ma poczucie godności, nie potrzebuje rozwijać w sobie poczucia własnej wartości. Natomiast przy deficycie godności, ego szuka kompensaty i potwierdzania siebie na zewnątrz. Dlatego wysokie poczucie własnej wartości świadczy jedynie o braku prawdziwego, głębokiego szacunku do samego siebie.

wtorek, 20 października 2020

Duchowe ego

Walka z ciemnością to GRA. Piszę tu o tym kolejny raz, gdyż przejrzenie tej gry jest kluczowe, by wyjść poza dualność. Piszę to przede wszystkim do samej siebie. Bo fakt, że rozumiem to umysłem, to niestety wciąż za mało…

Zatem gra. Gra z samym sobą i ciemnością w sobie. Wróg jest zawsze tylko w nas. To my zgadzamy się na tę grę. My ją podejmujemy a potem w niej tkwimy, ciągle wynajdując kolejny wymówki, by móc dalej grać: muszę się jeszcze odegrać, bo ciemność mnie skrzywdziła! Muszę odpokutować, bo to ja skrzywdziłam kogoś! Muszę uratować innych przed ciemnością!

I ostatnie, moje ulubione: Muszę uratować ciemność przed nią samą!!! Muszę pomóc jej wrócić do światła, do Źródła. To mój obowiązek, to moje wyzwanie jako przedstawiciela światła. Beze mnie ciemność sobie nie poradzi, nie trafi z powrotem do Domu.

Pytanie brzmi: Z kim grałaby ciemność, gdyby nie było tu światła, które tak usilnie chce z nią grać? Z kim bawiłaby się w ciuciubabkę, kogo by goniła, kogo krzywdziła?

Jak długo istoty ciemności by przetrwały bez pożywienia, jakie dają im istoty światła? Jak długo by przetrwały odwrócone od Źródła? Ile czasu by trwał ich ponowny powrót do Źródła, gdyby nie „szlachetne” istoty światła, które „ratują” ciemność za wszelką cenę, oczywiście KONIECZNIE kosztem samych siebie. Inaczej się przecież nie liczy…

Bo na tym polega ta gra. Na poświęceniu. Istoty światła poświęcają siebie i brandzlują się tym poświęceniem, zachłystując się własną wspaniałością. Im większe poświęcenie, tym większa satysfakcja. Tym więcej punktów nabitych w grze.

A gdyby gra się nagle skończyła? Gdyby istoty ciemności zostały nagle same, bez papu?  Naprawdę nie potrafiłyby wrócić do Domu? Przecież ten Dom jest w nich. Każda istota go w sobie nosi. Nie można przed nim uciec, można tylko udawać, że go tam nie ma. Że nie jest się częścią Wszystkości. Źródła. Można temu zaprzeczać ale nie można tak naprawdę się od tego odciąć.

Poza tym. Gdyby istoty ciemności naprawdę zapragnęły powrotu, mogłyby… zawołać i zapytać o drogę :-) Nic prostszego. Mogłyby poprosić o pomoc.

Zatem czemu tego nie robią? Bo nie muszą. Bo są syte i upojone grą. Bo nie czują głodu, gdyż zawsze jakiś pracownik światła chętnie ich sobą nakarmi.

To jedyny warunek, by ciemność zapragnęła ponownego połączenia ze światłem. Głód. Tęsknota. Pragnienie.

Całe to bredzenie o wielkiej misji ratowania kogokolwiek, w tym ciemności, to jedno wielkie oszustwo. Być może stworzone przez samą ciemność, by gra mogła trwać. A przygłupie istotki światła ciągle dają się na to nabrać. I wcale mnie to nie dziwi. Drapieżnik zawsze musi być sprytniejszy od ofiary. Inaczej zginąłby z głodu. Dlatego ciemność jest inteligentniejsza od światłości. Istoty światła są zwyczajnie naiwne.

Jest taki cytat z Marka Twaina, który ostatnio często się pojawia w kontekście korono-świrusa: "Łatwiej jest oszukać ludziniż przekonać ich, że zostali oszukani". Genialne i prawdziwe. Także w kontekście omawianego właśnie tematu.

Jak przekonać istotę światła, że nie musi nikogo ratować? Że całe to ratownictwo to tylko i wyłącznie przejaw jej pychy? Że to kluczowy element gry w dualność?

Nie da się, gdyż całe wartościowanie się takiej istoty dokładnie na tym się opiera. Na ilości jej poświęcenia. Kimże by była, gdyby się okazało, że jej poświęcenie nigdy nie miało sensu? Że nie było nikomu do niczego potrzebne? Że jej cierpienie służyło tylko budowaniu jej duchowego ego i dawało papu innym? Że było po prostu… zabawą?

Ojć, jak to boli. Wiem o tym świetnie, ponieważ wiele razy się z tym mierzyłam. I wciąż mierzę, bo sama mam mnóstwo programów poświęcania się dla innych. I rozbieram te programy i hipnozy na kawałki i pokazuję moim aspektom – to była tylko gra. Gra dla samej przyjemności grania i doświadczania. Nie dostaniesz za to nagrody. Żadna bozia w niebiesiach nie da ci za to janielskiej harfy. Nikogo to nie obchodzi. Cierpiałaś i cierpisz na własne życzenie, dla własnej frajdy. Nigdy nikogo nie uratowałaś i nigdy nikogo nie uratujesz. Gdyż jeśli jakakolwiek istota POSTANOWI być uratowaną, wtedy zawsze znajdzie drogę. Z tobą albo bez ciebie. Bo każdy jest KREATOREM. Żadne twoje poświęcenie dla innych nie ma znaczenia. Nigdy nie miało i nigdy nie będzie miało.

Trudne do przełknięcia. Gorzkie. Umysł próbuje racjonalizować, wije się jak piskorz, by tylko tego nie przyjąć. Odwraca się od prawdy na wszelkie sposoby, byle jej nie uznać. Niby już wie, niby rozumie, ale po cichutku mamrocze sobie pod noskiem: A gówno prawda! Właśnie, że jestem zbawcą!   :-)))

Cóż. Gra uwodzi. Uwodzi istoty światła i ciemności. Jest taka emocjonująca, daje tyle satysfakcji. Upaja wyobrażeniami o własnej wielkości i wyjątkowości.

Wyjście z gry, wyjście z dualności, to tylko proste zrozumienie tego faktu. I decyzja o zakończeniu zabawy. Nic więcej nie trzeba. Ale jak się na to zdobyć, gdy jest jeszcze tyle fantów do wygrania? Gdy wciąż od nowa można upajać się duchową pychą? ;-)

poniedziałek, 4 maja 2020

Grupowe medytacje.

Kiedyś byłam wielką fanką takowych. Uwielbiałam brać w nich udział. Do czasu, gdy w trakcie nie przydarzyło mi się duże kuku. Kuku dało mi mocno w kość, a tym samym do myślenia, co tam tak naprawdę się wyczynia na płaszczyźnie energetycznej. Dokąd płynie energia, kto się do tego stworzonego pola energii może podłączyć, jak finalnie wpływa to na uczestników medytacji.

Zaczęłam obserwować i wyciągać wnioski. Zobaczyłam wiele istot na poziomie astralnym, które żywią się tą potężną wytworzoną energią, prawie od niej pijane. Zobaczyłam inne istoty energetyczne, które przekierowują ją dla własnych celów.
Wówczas się z tej imprezy wypisałam i od tego czasu nie biorę udziału w takich przedsięwzięciach.

Oczywiście, ilu ludzi, tyle opinii. Moja perspektywa jest następująca. Jeśli w medytujących jest lęk czy jakakolwiek niska wibracja, energia przez nich wytworzona bez problemu może zostać (i zostaje!) przejęta przez różne pasożyty i typy spod ciemnej gwiazdy. Używają oni wtenczas tej energii do zasilenia własnych projektów, często kompletnie niezgodnych z intencją osób medytujących. Dlaczego to jest możliwe? Bo choć intencja medytujących jest inna, to podstawa wibracyjna jest absolutnie harmonijna z ciemnymi istotami.
Mówiąc krótko. Działając ze strachu, tworzy się zawsze więcej strachu. Nie można działać ze strachu i tworzyć piękna i miłości. To się nie uda.
Oczywiście, członkowie różnych grup ezoterycznych za żadne skarby świata się do swojego strachu nie przyznają. Przede wszystkim - sami przed sobą. Będą za to opowiadać bajkowe historyjki o tym, jakimi to kochającymi istotami światła to oni nie są, a ich działania wynikają jedynie z chęci pomocy ludzkości...

Idąc dalej. Medytacje zbiorowe przyciągają najbardziej ludzi zależnych, słabych psychicznie. Takie osoby potrzebują przewodnika, który ich poprowadzi, wskaże kierunek, ratunek od ich problemów życiowych. Da im nadzieję na wsparcie. Przyciągają też pracowników światła, którzy są bardzo mocno obarczeni programami misji, które to misje prawie zawsze są w interesie jakichś istot spoza Ziemi, a nie ludzkości. Działając z programów, niestety, bardzo często działają w interesie ciemnych.
Tymczasem jednostki silne, zdrowe, niezależne energetycznie i psychicznie, generalnie nie maja potrzeby uczestniczenia w medytacjach grupowych. Z zasady, im bardziej istota wewnętrznie się rozwija, tym bardziej od medytacji grupowych odchodzi.


Kolejna ważna rzecz. Czym innym jest medytacja grupowa, a czym innym jest grupowe tworzenie potencjałów w przestrzeni. To drugie, to jest dosłownie operacja inżynieryjna. Tego nikt nie jest w stanie przejąć energetycznie, ani zaburzyć. Ale do tego trzeba niezależnych jednostek, bardzo świadomych i bardzo silnych. I choć z zewnątrz mogłoby się wydawać, że oni medytują tak jak inni ludzie, to faktycznie, oni budują potencjały do realizacji. Ich działanie jest bardzo precyzyjne, zdyscyplinowane i nastawione na konkretny cel. To tak, jakby kilku najlepszych architektów spotkało się, by stworzyć projekt najwspanialszego domu. Tu każdy jest równy, nie ma lidera.

W polu takich istot jest wspólny CEL. Kreacja NOWEGO, wynikająca z samej potrzeby i radości tworzenia. Nie ucieczka od rzeczywistości. Tymczasem własnie ucieczka od rzeczywistości, strach przed nią, jest głównym dominantem ludzkich medytacji grupowych. I nie ważne, jak bardzo na poziomie umysłu ludzie temu zaprzeczają. Jak bardzo chcą ukryć swój strach. W energii jest on czytelny jak na dłoni. Pierwszym motorem ludzkich medytacji grupowych jest niepogodzenie się z rzeczywistością, lęk przed nią, próby ucieczki od niej.

By być inżynierem przestrzeni budującym potencjały, trzeba PO PIERWSZE, całkowicie, bezwarunkowo, akceptować to, co jest. Mnie do tego jeszcze daleko. Bo choć na poziomie świadomości doskonale rozumiem, że to wszystko i tak jest tylko grą, która nie ma kompletnie żadnego znaczenia, to mój ludzki aspekt potrafi się jeszcze nieźle wkurzyć tym czy owym. Zwłaszcza w ostatnich czasach, gdy tak wyraźnie widać poziom zidiocenia społeczeństwa.

Zatem akceptacja rzeczywistości to podstawa do skutecznego tworzenia. A kto nie stoi w tym miejscu, do współtworzenia w medytacji grupowej wg. nie powinien się zabierać, bo narobi więcej szkody niż pożytku. Ludzie nie zdają sobie sprawy z POTĘGI własnej energii, z jej niewyobrażalnej wręcz mocy, i z tego, jak gigantyczne pole energii oddają do użytku ciemnym istotom podczas medytacji. Tym samym zasilając to, czego się boją, i od czego próbują uciec.

Poczucie własnej wartości.

Od początku: czymże jest to wysokie poczucie własnej wartości, którego większość z nas pragnie? Otóż jest ono  jakością... Matrixa. Ponieważ...