Miałam z kumpelą bardzo ciekawą dyskusję o bankach. Kumpela
używała wielu rzeczowych argumentów, by udowodnić, że banki nas okradają. Nas
indywidualnie oraz nas, jako naród.
Rzeczowe argumenty są takie:
Banki mają prawo generować elektroniczne, nieistniejące pieniądze, które nie mają pokrycia w niczym. Dają nam cyferki, które my możemy sobie zamienić na papierki - też bez żadnej realnej wartości, bo nie mają pokrycia już w niczym. Dawniej pieniądze papierowe miały pokrycie w złocie.
Banki każą nam płacić odsetki od tych cyferek.
Banki rujnują gospodarkę, zadłużenie na świecie jest
niewyobrażalne a rozwiązanie to spłacenie lub wyzerowanie wszystkich długów.
Tyle, że spłacić tych długów już się prawdopodobnie nie da. Zadłużeni są
wszyscy u wszystkich.
Banki nie produkują niczego, żyją tylko z pracy innych ludzi.
Banki narodowe nie są niezależne, narodowe są już tylko z
nazwy.
To wszystko, i dużo więcej, to są FAKTY, o których od dawna
wiem i z którymi nie dyskutuję.
Jednak dyskusyjne jest dla mnie widzenie w bankach złodziei,
którzy nas okradają. Bo taka postawa czyni z nas ofiary. Bezsilne, pozbawione
świadomości, mocy decydowania o sobie. Taka postawa sprawia, że banki będą
mogły mieć tu władzę w nieskończoność. Bo my sami im tę władzę nad sobą
oddajemy. Bo chcemy się widzieć w bezsilności wobec nich. Chcemy widzieć w nich
swoich oprawców.
Ano nie. To są nasi partnerzy. Wspólnicy w tworzeniu
obecnego świata.
Zawieramy z nimi umowy - równy z równym. ZAWSZE. Dajemy im
prawo do tego wszystkiego, co napisałam powyżej. Dajemy im na to nasze
wewnętrzne, duchowe przyzwolenie. Karmimy ich naszą postawą ofiary, naszą
bezsilnością. Tworzymy system bankowy razem z nimi. I na poziomie indywidualnym
i na poziomie narodowym. To my sami biegamy po kredyty. To narody zgodziły się na to, by banki narodowe oddały
prawo do emisji pieniędzy bankom prywatnym. To my jako naród zgadzamy się na
to, że polskie rezerwy złota, ponad 100 ton, nie znajdują się Polsce, tylko w
Banku Anglii. Dajemy na to zgodę naszą obojętnością, brakiem zainteresowania,
postawą ofiary. Dajemy na to zgodę, bo
nie zmieniamy naszego wyboru, naszej intencji. Bo odpowiedzialność za taki
stan rzeczy spychamy na nich. Zrzekamy się tym samym prawa do decydowania,
zarządzania naszą energią i naszym światem. Zrzekamy się własnej mocy kreacji.
I krzyczymy głośno – to ICH wina! Jesteśmy jak dzieci, za które decydować ma
ktoś inny.
Co się stało w Anglii, gdy wiedza o tym, że Bank Anglii
należy do Rothschildów, stała się powszechna? Naród upomniał się o swoje prawa
i Bank Anglii przeszedł na własność Wielkiej Brytanii. Choć zarządzanie bankiem
nadal należy do poprzednich właścicieli.
Jednak doskonale obrazuje to proces, który mam na myśli. To
my, indywidualnie i zbiorowo, decydujemy o naszym świecie. Również o bankach, o
ich istnieniu i roli, jaką dla nas grają.
Wcześniej pisałam o jedzeniu, o tym, jak służy nam do
karania samych siebie. Banki również stawiamy sobie w roli oprawców. Sami sobie
to robimy. Wiecznie chcemy widzieć siebie w roli ofiar. To jest bardzo silna
hipnoza. Każdy z nas, w większym lub mniejszym stopniu, ją ma. I bardzo trudno
jest ją przejrzeć, obudzić się z niej. Bo postawa ofiary jest WYGODNA.
Nauczono nas, że zrzeczenie się odpowiedzialności za siebie
jest właściwe i słuszne. Duży tatuś - bóg, decyduje o naszym losie, księża o
odpuszczeniu „grzechów”, lekarze o zdrowiu, nauczyciele o wychowywaniu naszych
dzieci, banki o gospodarce, korporacje o jakości powietrza i pożywienia… Zawsze
ktoś jest nad nami i nas wyręcza w zarządzaniu naszym życiem. Bo życie bywa
cholernie bolesne, straszne, nieprzewidywalne, okrutne. Bo gdy jest bardzo źle,
chcemy mieć tego dużego tatę, w którym znajdziemy pocieszenie. I chcemy mieć też
tego, którego obarczymy winą za wszelkie zło, które nas spotkało. Bo to nie
może być tak, że sami to sobie zrobiliśmy. Nie, nie, nie i jeszcze raz NIE! To
ONI nam to robią. Oni nas krzywdzą. Oni nas mamią, kuszą reklamami, każą nam
brać kredyty. Oni nas ciągną do kościołów i chrzczą nasze dzieci. Oni nas źle
leczą. Oni zabierają nam dzieci do szkół. I to oni sypią nam chemtrails na
głowy, zatruwają wodę i żywność.
To nie my sami biegamy do kościołów, grup saibabowych, wzywamy
aniołki, czytamy channelingi itp. To nie my w razie byle kichnięcia lecimy do
lekarza po tabletki, bo nam się nie chce uczyć o innych sposobach leczenia
naszych ciał. To nie my (bardzo chętnie) zaprowadzamy dzieci do szkół, by
dzięki temu mieć je z głowy na pół dnia i iść do pracy albo przez parę godzin
mieć trochę spokoju. To nie my ignorujemy fakty, zaprzeczamy temu co widzą na
niebie nasze oczy, wrzeszczymy o teoriach spiskowych, bo rzeczywistość jest
zbyt przerażająca, by ją uznać. To nie my robimy zakupy w Biedronkach,
bezrefleksyjnie wpychając do koszyków kolorowe opakowania gotowych zupek.
My nie mamy w tym żadnych korzyści, to nie jest wygodnictwo,
to nie jest przyzwyczajenie, lenistwo, strach - tu jest tylko KRZYWDA, jaką oni
nam robią. Uff, to wszystko ich wina. Można odetchnąć, ułożyć się na kanapie,
odpalić TV czy kompa. I złorzeczyć - w spokoju sumienia, bo z nami jest
przecież wszystko ok. My nie mamy już na nic wpływu. Nie musimy mierzyć się z
tym światem. Nie musimy mierzyć się z własnym strachem i wygodnictwem. Nie
musimy brać za siebie odpowiedzialności, wycofywać naszej energii ze zgody na
to, co nam się nie podoba, dokonywać świadomych wyborów.
Jesteśmy wolni. Wolni od odpowiedzialności. Wolni od
świadomego kreowania swojego świata. Wolni od życia własnym życiem.
Wolni od wolności.