W naszym świecie nawet nie umiemy sobie wyobrazić, że
moglibyśmy funkcjonować bez "wyrównywania energii", bez energetycznego handelku.
Jednak jestem
przekonana, że to jest tak samo chora idea, jak „sprawiedliwość”.
Sprawiedliwość nie istnieje, bo nie ma żadnego odgórnego sądu. Owszem, istnieją
różne sądy rad kosmicznych, sądy planetarne, sądy karmiczne, sądy państwowe itd.
Ale to wszystko jest sztuczne, to jest "sprawiedliwość" na miarę skrzywdzonego
ego. Przez to skrzywdzone ego stworzona.
W "sprawiedliwość" Źródła/Kosmosu/Boskości czy jak tam zwał,
kompletnie nie wierzę. Sam pomysł jest dla mnie obrzydliwy i chory. Ponieważ zakłada on,
że istoty żyjące we Wszechświecie nie są suwerenne i nie mają boskości w sobie.
Są ubezwłasnowolnione, nadzorowane i osądzane jak dzieci, którym wolno przejawiać siebie tylko odtąd-dotąd. A jak nie, to KARA.
Tylko chore ego jest w stanie wymyślić coś takiego. Ego,
które nigdy nie objęło umysłem tego, czym jest WOLNOŚĆ manifestacji. Ego, które
nie rozumie, że KAŻDA ISTOTA ma tę wolność. A jeśli na jakiejś planecie, w
jakimś ciele jest zniewolona, to tylko dlatego, że tak dla siebie WYBIERA. Że
bawi się w taką manifestację siebie. Chce doświadczyć siebie zniewolonej, chce
poznać siebie w zniewoleniu. Albo skrzywdzeniu. Albo bólu. I za każdym razem
jest to jej własny wybór.
Pomysł o "sprawiedliwości" to pomysł ego, które nie bierze odpowiedzialności za swoją kreację, za samego siebie. Takie ego odpowiedzialnością za doznane krzywdy obarcza zawsze innych. I pragnie za to zemsty. Bo dokładnie tym jest oczekiwanie "sprawiedliwości". Jest wołaniem o zemstę.
Podobnie ma się sprawa z „wyrównaniem energii”. Sama koncepcja "wyrównania energii" zakłada, że energia jest ograniczona, jest jej pewna ilość do
podziału. Zatem ja tobie tyle, ty mi tyle…
Nie ma tu zrozumienia, że po pierwsze, energia jest
nieograniczona. A po drugie, w każdej relacji, w każdej interakcji obie strony
ZAWSZE BIORĄ.
Ktoś daje komuś owoc. W ramach koncepcji „wyrównania energii”
on się czegoś pozbył i jest teraz stratny. Ubyło mu i obdarowany ma wobec niego
dług.
Ale chwila. To nie do końca prawda. Gdy obdarowany przyjął,
tym samym dającemu dał możliwość doświadczyć
dawania. Dający może teraz poczuć się hojny, łaskawy, dobry, czy też
cokolwiek tam sobie wymyśli. Nie mógłby doświadczyć tych uczuć, gdyby nie było
nikogo do obdarowania. Nie mógłby zamanifestować swojej szczodrości. On został
obdarowany najwspanialszym darem - możliwością doświadczenia siebie. Po to właśnie przyszedł do świata materii, to jedyny cel życia. Doświadczanie siebie, najpełniej, jak tylko się da.
Ale idźmy dalej. W „wyrównaniu energii” zakłada się, że jest ono dobrowolne. Tu
nie ma przymusu, bo to przecież handelek. Ty mi to, ja ci tamto. I w tej wymianie, w handelku, nie ma nic złego. Żyjemy w świecie, który na
handelku jest zbudowany. Tak się tu bawimy.
Jednak czym innym jest proste uznanie, że to co robimy, to
handel, a czym innym dopisywanie tu wzniosłych ezoterycznych bajdurzeń o „wyrównaniu energii”.
Wymyślonych przez tych, którzy źle czuli się z tym, że sprzedają swoje
zdolności uzdrawiania za pieniądze. Że kupczą swoimi „boskimi” mocami.
No nie, coś takiego bardzo źle wygląda. Nie pasuje do wizji jaśnie
łoświeconego nauczyciela duchowego i namaszczonego boskiego uzdrowiciela. Więc dalej uprawiamy handelek, ale na potrzeby łoświeconych i uzdrowicieli nazywamy go teraz „wyrównaniem energii”. I naraz, wielki mistrz bioenergoterapii bez skrupułów może brać kasę za swoją
pracę, bo teraz to jest PRAWE. Właściwe. Przypieczętowane Wielkim Kosmicznym Prawem
Wyrównania Energii...
Tymczasem osoba, która robi komuś sesję, uzdrawia czy
cokolwiek innego wyczynia, już jest obdarowana, w momencie gdy to robi. Może doświadczyć siebie jako uzdrowiciela. Może się rozwijać, poszerzać swoją wiedzę, doskonalić umiejętności. Może generować dowolne uczucia i emocje – radość, przyjemność, wyższość, pogardę – cokolwiek sobie wybierze. Może czuć radość z przepływu energii (a
każdy, kto pracuje w ten sposób z własnego doświadczenia wie, że nawet jeśli na początku źle się czuje, to robiąc komuś zabieg i otwierając się na przepływ energii,
informacji, sam zaczyna czuć się lepiej. Ponieważ złe samopoczucie bierze się zablokowanej energii a do uzdrawiania czy jasnowidzenia trzeba najpierw otworzyć się samemu i udrożnić swoje własne kanały. Wielu uzdrowicieli robi to bezwiednie w trakcie uzdrawiania.) Obdarowywanie jest już w momencie dzielenia się. Dlatego dawanie nie wymaga żadnej rekompensaty.
Żadnego wyrównania. Już jest wyrównane. Koniec. Całe doświadczenie dla obu
stron, dającego i biorącego jest już wyrównane i zakończone w tym momencie. Ktoś
chciał doświadczyć siebie jako dającego, ktoś inny chciał doświadczyć siebie
jako biorcę. Tyle.
Ale w świecie, gdzie funkcjonuje przekonanie o deficycie
energii oraz handel, obie strony zawierają układ i otwierają kolejne
doświadczenie. Teraz następuje kolejna wymiana. Teraz to obdarowany musi coś od siebie
dać. No i zaczynamy od nowa. Wcześniejszy obdarowany teraz płaci (albo i nie, różnie
bywa), obdarowujący przyjmuje.
I znów obie strony mają tu swoje emocje i doświadczenia do
wzięcia. Znów każda ze stron doświadcza siebie w tym i generuje własne uczucia
i emocje do przeżycia. I nawet jeśli wcześniej obdarowany nie zapłaci, to również jest
zakończone. To również jest wyrównane. Ponieważ teraz wyrównaniem dla
obdarowującego są jego emocje złości, żalu, pretensji, nienawiści itd. itp. Wszystko
to może sobie czerpać pełnymi garściami z tego doświadczenia. Może je wałkować
w sobie całymi latami i karmić się energią ofiary podłego oszusta. Albo wznieść
się ponad bycie ofiarą i łaskawie darować dług. Albo po prostu zrozumieć, że
żadnego długu nie ma. Że tu jest jego wyrównanie. Ono jest, realne, rzeczywiste, dokładnie w tym miejscu i cała wymiana jest już zakończona.
Cóż, pewnie jeszcze wiele wody w rzekach upłynie, zanim ta
świadomość dotrze do ludzi. Ludzi zahipnotyzowanych przekonaniami o deficycie
energii. Oraz przekonaniami o tym, że rzeczywiste jest tylko to, co widzą
swoimi oczami. Że „wyrównanie energii” o którym tak głośno krzyczą, w ich świecie z rzeczoną energią niewiele ma wspólnego. Bo w rzeczywistości ludzie ci wierzą, że wymiana może być tylko na materię
lub usługę. Że możliwość doświadczenia siebie i swoich uczuć i/lub emocji nie
jest cenna, nie ma żadnej wartości. Że wartościowe jest tylko to, co
namacalne.
Jakby to było żyć w świecie, gdzie koncepcja handlu w ogóle
nie istnieje? Gdzie ktoś daje, bo akurat ma, i ma ochotę doświadczyć dawania. A
ktoś bierze, bo chce, i idzie dalej. I NIGDY NIKOMU się nie odwdzięcza, nie ma
żadnego długu do spłacenia, nie musi tego rekompensować ani obdarowującemu, ani
nikomu innemu. I nie ma żadnego boga, który w swoim niebiańskim kajeciku
spisuje, że ten temu tyle nie oddał i trzeba go za to ukarać a drugiego obdarować…
Jakby to było dawać i brać dowolnie? Bez żadnych zobowiązań.
Bez żadnych oczekiwań „wyrównania energii”.
Kto jest w stanie choć na chwilę poczuć taki świat?
Ja uznaję, że „wyrównania energii” nie ma i nigdy nie będzie. Nie przyjdzie od obdarowanego, nie przyjdzie od obcego, nie przyjdzie od Wszechświata ( bo Wszechświat ma to gdzieś ). Nie będzie nagrody za dobre uczynki. Bozia nie pogłaszcze po główce i nie zabierze do raju. Nikt nie da orderu, nie uzna zasług. Dałeś to dałeś, widocznie chciałeś dać, twoja sprawa bracie.
Tak naprawdę obie koncepcje - „sprawiedliwość” i „wyrównanie energii” – zasadzają się na tym samym przekonaniu o karze i nagrodzie. To są dwie strony tego samego medalu. Tej samej fantazji, że jakiś bóg czy inna siła wyższa, siedzi i całą
wieczność skrupulatnie notuje przewinienia i dobre uczynki: ten tego
uderzył a tamten tamtemu w czymś pomógł. Tu minusik, tego ukarzemy, tu plusik,
tamten dostanie nagrodę.
Takie myślenie to przejaw mentalności niewolników.
Takie myślenie to przejaw mentalności niewolników.
Suwerenna istota nie potrzebuje nikogo ponad sobą, kto by ją kiedykolwiek, z czegokolwiek rozliczał. Mentalny niewolnik zawsze musi mieć nad sobą bat i marchewkę.