czwartek, 25 października 2018

Wódzia, maryśka, stek – śmiertelni wrogowie umysłu.


Umysł już tak ma, że lubi mieć wrogów. Umysł „uduchowionej” osoby również chętnie ich wszędzie szuka. Może nawet chętniej, bo przecież typowy „pracownik światła” przyszedł tu walczyć z ciemną stroną, nieprawdaż? Trza zatem szukać tej ciemności i zwalczać ją ze wszystkich sił.


Dostałam mailem info o jednej pani, która pisze, jak to marihuana strasznie obniżyła jej wibracje. Pani potem jakiś czas dochodziła do siebie. Wszystko to dlatego, że była na wyższych wibracjach, powyżej pola serca. A gdy zapaliła, jej świadomość jakby się zawęziła i pani poczuła smutek, jako efekt obniżenia wibracji.

Dziwna rzecz z tymi wysokimi wibracjami, skoro byle co może je obniżyć. Piwo, maryśka, schab w galarecie...

A przecież istota o naprawdę wysokich wibracjach nie wchłania do siebie tego, co jej nie służy. A jeśli już to zrobi, to ta substancja dowibrowuje do wysokich wibracji istoty.
Dlatego prawdziwy mistrz może zjeść truciznę i nic mu nie będzie.

Jeśli jednak umysł wierzy, że szkodzi mu jakaś substancja, to tak jest. Jeśli wierzy, że nie może wypowiadać jakiś słów, przebywać w jakiś miejscach, bo w magiczny sposób go to osłabi, to tak jest.
Zatem po pierwsze, bardzo pięknie pokazały się tej pani przekonania jej umysłu.

A po drugie.
Nie ma takiej opcji, by po spożyciu jakiejkolwiek substancji ktoś poczuł w sobie smutek, którego w nim wcześniej nie było. Jeśli po wypiciu piwa albo zażyciu maryśki jakiejś pani robi się smutno, najprawdopodobniej ta pani ten smuteczek w sobie nosi. Przykryty, przytłumiony, wyparty. Zakopany głęboko, poza świadomym umysłem.

Inna opcja jest jeszcze taka, że pani wzięła na siebie energie innej osoby. Jednak w tym przypadku - też nie ma przypadku :-) Jeśli bierzemy na siebie cudze energie, to będą to te energie, które już nosimy w sobie, głęboko stłumione.

Podsumowując - pani ma jakieś przekonania i prawdopodobnie wyparte emocje. A odpowiedzialnością za ich odczuwanie obarcza jakąś substancje.

I to naprawdę nie ma znaczenia, czy "wywaliłoby" jej po spożyciu piwa, maryśki, kiełbasy krakowskiej czy zjedzeniu czekolady. Żadna z tych substancji nie zawęża świadomości. Wystarczy popatrzeć na pijanego człowieka. Jaki się robi otwarty. Mówi o rzeczach, o których na co dzień milczy. Dociera do zablokowanych emocji. Odczuwa siebie, swoje marzenia, bóle i troski. Owszem, intelekt, zdolności motoryczne, rzeczywiście są wówczas ograniczone. Ale nie świadomość siebie. Paradoksalnie, ta właśnie chwilowo się poszerza.

A tym, co naprawdę zawęża świadomość, jest umysł i jego wyobrażenia.




Poczucie własnej wartości.

Od początku: czymże jest to wysokie poczucie własnej wartości, którego większość z nas pragnie? Otóż jest ono  jakością... Matrixa. Ponieważ...